BÓL

tyle powiedzieć bym chciał
ale tego nie usłyszysz już
bo nie taki plan napisał Bóg
nic wiecznie nie będzie trwać
umarł król niech żyje król
moja droga jedną z wielu dróg
na każde twoje nie - moje tak
czemu kość niezgody na stół
do tej pory ból serce na pół
kroi
tak nie przystoi, honor mi broni
ostatnimi słowy
pożegnałem Cię jak wróg
na części pierwsze czas kroi materię
na czesci pierwsze dziś rozłożę mękę
ból najlepsze chwile kradnie codziennie
zamiast w przyszłość patrzeć boli mnie to co przeszłe
nie wiem gdzie jesteś i gdzie będę ja
możliwość nie dana sprostowania kłamstw
te kilka zwad wyjaśnić
pozabliźniać co nie zszyte
jest szansa to wybacz mi
czy na zawsze przeoczyłem?
zamknięty na jutro
umysł który walczy z wczoraj
uśmiech dziś na próżno
skoro z dawna w środku szloch mam
niby tak krótko trwa na ziemii droga
a tylu po grób gromadzi zawiść zobacz
szkoda
potem obudzisz się za późno
tego nigdy nie wiesz
bo ten ponury to jak półmrok
jeszcze noc? czy dzień jest?
to już niedługo czy czas będzie
by wyciągnąć rękę
mogłem kurwa schować dumę w kieszeń
nim chowałem Ciebie

MONO

zabija mnie mono dzień
mono mono mono mono mono mono
taki sam jak wczoraj wiesz
ponoć ponoć ponoć ponoć ponoć ponoć
znowu mam kłopot ze snem
solo solo solo solo solo solo
myślałem ze umiem biec
w koło w koło w koło w koło ganiam jak pies ogon
sen mnie uwolni jak co dzień
długie godziny nim spocznę
rozlane farby na ścianach
i rozlane po wiadomościach emocje
duszą mnie kwestie zmyślone
dusza ma pierzchnie i tonę
gdy biegnę jak pies w kółko za swym ogonem monochrom zalewa to co kolorowe
raczej nie polne
wypalam się z wolna
prace jałowe
wybacz ze nie sprzątam
głowa ma wolna od pokoju
co dnia szukając przyczyny
co sieje dziś postrach
nie zobaczysz w oczach moich szczerego szczęścia
dlatego przewlekle kim jestem nie pamiętam
mówi mi
tak jak ty
chciałbym żyć
zuchwale ocenił kwestie o które nie otarł
zuchwale oceniasz kwestie nie próbując poznać
trupa w środku może mieć ten kolorowy chłopak
ustaw się do zdjęcia a on czeka tylko końca
tak skończyła się ta postać zabiła ją monotonia
wszystko w mono
monopol szarość ma
kimono odwieszone na hak
monolog znowu autor łka
zdjęcie laski na odwrocie mam jej autograf
trafia tak
jak sopel z dachu kiedy wiosna
monogram
na sercu chociaż czasu otchłań
monogamia
jest jak jakaś czarna ospa
każdy cham miał ją
ja mam z nią iść pod ołtarz
chociaż chciał tak poznać
ona jak kra chłodna
moja monotonia
co dnia słodko gorzka
to jak bal na sto par
ja sam na blat koka
gaśnie błysk mu w oczach
szary w mono obraz

TAK JAK TY

zawsze mieć hajs
tak jak ty
śmiać się co dnia
tak jak ty
nie tykać zła
tak jak ty
ono tak daleko jest od ciebie
nawet nie wiesz ze istnieje
zatrzymać czas
tak jak ty
omijać fałsz
tak jak ty
uśmiech na twarz
tak jak ty
mimo ze daleko tak od siebie
nic nie znaczy dla nas przestrzeń
chciałbym być jak ty
kłamstwo jak ja rasta typ
widzisz płaszcz a pod nim
może wiele być
to nie teledysk
ze wszystko kolorowe
tylko mono film
szczęście chwyć
każdy może sięgnąć po swoje
po co mówisz mi
ze chcesz być
jak ona
i nie musisz stroić min
dla mnie ty wyjątkowa
on nie musi lepiej żyć
kiedy lśni jak oskar
możesz mówić do mnie co dnia
we mnie płynie mocno polska
krew
powiedz jak wyzbyć się chciwości
to ja rozpłakany w sklepie mały chłopczyk
to mój brat gniew bez przerwy mi szpeci
siostra zazdrość której cale życie miałem dosyć
marne kwoty
zabijają to co drogie
anegdoty
o tym co, za ile, kto, gdzie
parę groszy
mógłbym mieć
żeby wyjść na swoje ale kiedy dotknę cel
to zapętlam się z powrotem
wszystko co najlepsze obok
było no bo
trzeba oddać, rzucić, stracić
żeby docenić na nowo
prosto kierowały mną zasady
teraz chciałbym mieć tak jak ty
przeraza mnie ciągle ta myśl
miedzy tym co mam a chciałbym mieć
rozdarty jestem
jeszcze za wcześnie
żeby uspokoić się
później do kogoś mieć pretensje wieczne
to trochę nie fair
to wole przestrzeń
ale wybacz za ta niechęć może
kiedyś razem jeszcze…
po prostu wybacz
ten mały chłopak wciąż podziwia
i na wyspach chciałby mieć dom
albo w Chinach
ciągle chciałby mieć "tak jak on" skąd przyczyna
smutek rzeźbił na twarzy tyle lat grymas
znowu schodami do nieba przed nosem zamknęła się winda

WSZYSCY BLISCY

nie ma z kim podzielić w pół tego co piękne
nie mam już sil na miłość której nie dosięgnę
wszyscy bliscy wstyd mi mówić im kim jestem
nie rozumie nikt
nikt
znowu krępują mi ruchy śmiechem
po co im mówić a usłyszę pojeb
twoje nie ważne posłuchaj co moje
trochę jest chore ze boję się mówić co chce tobie
bliski mi jest a tak ostrożnie musze władać słowem
zazdrość kipi w oczach bliskich ja mam
świadomość tego kto jest czysty jak łza
przecież
to widać komu tu ze źrenic żar
bucha
najbardziej chciwi skonają głupi taka natura
łapie biała
gdy bliski nadał
ci za plecami
wpuścił w kanał
biała się rozlewa jak tsunami
ona była niewinna
ale inny tak nastawił
ze z góry oceniasz nisko
wszystkich bliskich nowych starych
wszyscy
bliscy
co nie powiem
nieistotne
liczysz
z nimi
dni w których się czułeś dobrze
wynik
lichy
wole polegać na sobie
wstyd im
gdy ty
kiedyś bez nich pójdziesz dumnie sam po swoje
ej ej ej
już nie mały chłopiec
wiej wiej
wokół ciebie tłum gdy płyniesz, co nie?
jest jest
dużo mniej kiedy brak tlenu toniesz
z sercem byli tu na dłoni
teraz w sercu nosisz kose
wyjmę ją kiedy będę wygrzebywał resztki sił
by wydłubać oczy tym
którzy zawinili mi
wszyscy bliscy
momentami jak wszy
będą za tobą szli
będą za tobą szli
czekając na twój koniec
nic z tego nawet gdy upadam
to jestem wyżej
rozgniatam karaczana w glanach
mam cel i wizje
potęga tkwi w detalach
nie widzisz schyl się
za chwile będzie dramat
karaluch dostał liściem
trochę za długa ta tyrada jest
jak znajomość też
po co pielęgnować rdest
love song to dla hien
tak się niestety składa ze dopiero wiem
kto ma jaki cel
kto sam je
a kto umie dzielić się

BIAŁA

nic mniej nic więcej nie chce
tylko byś stąd odszedł
szybciej nienawiść pęknie
niż byś zrobił fotkę
po co mi znowu coś
co pogrąża mnie bardziej
jakby na złość
los
każe mi znów trzymać gardę
nie dzwoni ktoś,
kto
koił nerwy nie chce znać mnie
wciąż zbieram plon
tego co we mnie nie znane
czekam by
biała puściła czaszkę
mam już opanowane
to
czy
nie mam a chce
czemu nikt
nie wie jak pojebane
potrafi być to kiedy
ktoś
mnie
wkurwia w gadce
wielu zarzuca mi lenistwo
wszyscy
bliscy ze nie umiem nic, bo myślą płytko
gdzie dobranoc mówisz ambicjom
liż proch
moja tam zaczyna się przyszłość milcz bo zbrzydło
czemu całe życie musze uczyć takich jak ty
i ktoś mi mówi potem przemoc nie jest rozwiązaniem
jak debil nie rozumie czym kultura albo fakty
to po mojemu będzie brudasie masz kop na banie
biała, biała, znowu zajęła moja głowę
atak atak, jedyne kogo widzisz pojeb

ZADZWOŃ

nie mam już sił
zabijać myśli o niej
ja jestem zły
czy ona czuje cokolwiek
fakty nie gry
a wciąż nie wiemy w sumie nic
zadzwoń
zbyt wiele chce na własność
ej
czemu tyle wymagam w ogóle
chce
tlenu musze serio szarpać się o tlen
jest
jej serio tak wygodnie czy ja błądzę
kiedy pytam czy serio ona opuści Polskę
czy to wstyd tęsknic za tym co jest nieznane
ona myśli pewnie ze dawno przestałem
to pojebane wręcz tak mocno chcieć kogos na stałe
kiedy nie wiem o niej nic, całą resztę znam na pamięć
ja wiem ze ty tego słuchasz
ty wiesz ze piszę dla Ciebie
ten tekst to nie skrucha
nic się nie zmieniło
widuję cię we śnie
wciąż
przytul mnie jak wcześniej
dzwoń
pewnie niczego nie zmienię, co?
nic stad nie zabierzesz
zostanie honor lub hańba
czy w cokolwiek wierze jeszcze
czy wszystko to farsa
chciałbym mieć pewność
że zapisana jak w gwiazdach jest
dla mnie ta laska i nie musze w ciemno stawiać
lecz
już mnie powoli lapie biała bo
ile tych jednostronnych starań, co?
meczy ta sprawa ciągle chce się zajarać
i znowu wracam do tego co wstecz dwa lata
czy ja tak wiele wymagam serio
czy staranie się to wada? wbrew los
ją zesłał bym zmysły postradał
to żaden blamaż
choć
serce łamała na dwa
Rose
co noc sobie wyobrażam
ze ty zadzwonisz i
hej
to ja, nie płacz banana cat
nic
nam nie będzie już przeszkadzać
możemy iść
tam gdzie tylko chcesz
bo wszystko mam
bo tu jesteś Ty

HEJ

hej
ostatnia chwile poświęć mi
ostatni raz bo zostało ostatnie z żyć
nam
to kruche ciało i kilka w pamięci chwil
w takt
ruchu wskazówek zamieńmy udręki w pył
hej
ostatni bal ostatni raz gubię rytm
nie będę dzwonił już, więcej nie będę zły
zbliż
skroń do mej skroni zapomnij o smutku, krzyk to nic
czas nieistotny nie będę się gonił z nim
hej,
chyba nie zniosę dłużej pustki wokół
chcesz porozmawiać proszę usiądź obok
cisza jak amfa obraca mój umysł w popiół
a toksyczny zgiełk, który otacza mnie działa na wzór opium
hej,
nie odchodź potrzebnaś mi jak powietrze
bez sedna po prostu jesteś mój tlen, wiesz?
a jednak
myślałem ze umiem bez ciebie
przekonał się jak zawsze
przekonał się jest w błędzie
na wzór więźnia
zamknięty w betonowej skrzyni
nie chce przetrwać
nie umie umrzeć
nie w tej chwili
nadzieje bierz w garść
i podpal jak swój stary image
tylko tu i teraz
ty
cztery ściany
nie chce innych
hej,
przed świtem najciemniej zawsze
w samotności znów wertuje przeszłość
który raz przegrywam walkę z diabłem
w sumie teraz jest mi wszystko jedno
o czym on pisze w ogóle
i dla kogo
usłyszy garstka, co nie?
wiec nic po tym
tak cicho w domu
ze pytają czemu jest ta cisza
ona głośniejsza w głowie
mowie sobie się przyzwyczaj
mam kilka planów ale
powiedz komu je rysować
jak słuchasz to już sam wiesz
ze dwudziesty raz od nowa
zmęczyć się można
jak czarna owca jest ta postać
kierunki moich bliskich
a droga moja odwrotna
nie ma porozumienia nici z nikim
przebacz po prostu jestem inny niż ty
musze iść swoja droga mimo ze ich kocham
i nie lotto mi wiesz wiele mógłbym za was oddać ot tak
hej,
zobacz jak wszystko przemija
żal na podoba minionego lata
po raz wtóry kruszę ten sam witraż
nic już nie da się z tego poskładać

NAJCIEMNIEJ PRZED ŚWITEM

najciemniej przed świtem
w rezygnacji krzyczę by skończył się świat
za pewne nie widzę
ze ostatnia z barier potem wita blask
dwa kroki przed szczytem
wzrok odwracam znów za siebie żeby spaść
zwycięstwa na krzywdę
pozamieniał głupiec resztę zabrał czas
to nie tak, nadal złe
popraw to, słabo weź wywal
kurwa jak taka chęć
potrafi w środku zabijać
robię sam sobie wbrew
a niby dla siebie tyram
nie ma dnia żebym chęć
miał rano podnieść się z wyra
ty mówisz
hej, nie masz złe
kurwa przecież wiem
no zobacz doceń
nie musisz biec
tyrać
masz przecież pieniądze
dobra mam dziś co jeść
ale nie w tym jest tu problem
enty raz tłumaczeń
nie będę przedstawiał tobie
nie ma
snu spokojnego
ciągle głodny by mieć więcej ale
jutro kolego
zrobimy na pewno przerwę
i tak każdego dnia zamiast doceniać to szczęście
wszystko brać na swój kark
bóg wie po co oddać serce
i jak
pogodzić mą naturę
z innymi miedzy nami tak wiele nieporozumień
musze iść sam
tylko samemu jest znacznie trudniej
a nieba bram
spotkamy się
tymczasem
znów jest
o wiele łatwiej
było by nie robić nic
jakimś nietaktem
wydaje się gdy robię nic
a chciałem bardziej
dotykać doby
jakbym w klatce
był
karcer
żeby nie czuć nic
zabijam prawdę
wypełniając zadaniami dni
jak gorzkie latte
to życie z wypruwaniem żył
ciężej masz tak wiem
licytować nie chce
nie chce blizn
mam zamknąć ryj
zabrano mi
prawo bym
doświadczał smutku
to kim jestem nie wzięło się dziś z powietrza
setki decyzji, prób nie na przestrzeni trzech lat
możesz mi wmawiać ze mam tak łatwo dziś jednak
ty widzisz tylko efekt
a gdzie po drodze przejścia
tak jak ty
zazdroszczę i hoduje nienawiść
miałeś rodzinne
której nigdy nie miałem
czuje wstyd
na co dzień i mógłbym zabić
za wspomnienia jak sztylet
rozgrzebujące rany
przepraszam
ze nie cierpię
tak samo jak ty
za inne granice bólu
za mówienie prawdy
dramat
jest szyty na miarę
twój musi nosić każdy
kiedyś zostaniesz sam
na chuj mi takie kontakty

PRZEPRASZAM ZA

słowa wypowiedziane szczerze
zamiast kłamstwa
ot tak za to kim jestem ze ty mniej zarabiasz
za farby pod mą skórą
za twoje błędy, winy
zapychasz ryj oburącz
i grubszy jesteś od świni
za to ze stoisz w miejscu
i że nie umiesz pracować
a na twój stołek sześciu
i że zaczynasz od nowa
utracone szanse
które przeszły ci koło nosa
nie wyciągałeś dłoni po nie
wiec przestań się dąsać
ze ja prowodyr niepowodzeń twoich
stawiam przeszkody których nie przeskoczysz
winny twoich zaniedbań i wielkiej niemocy
gdybyś miał tak jak ja
to byś chciał tak jak oni
ze nie potrafisz przełknąć klęski
gorycz
ze trafiasz niewłaściwe w Tetris
klocki
dawno pewnie wyjechał byś na miejscu moim z Polski
wybacz mi proszę ze na swojej twarzy gościsz trądzik
w niepamięć puścisz kiedyś to gdy pomocą służyłem
przestaniesz dusić w sobie ze nie dbałem o twe imię
dopuściłem się zaległych rat twoich kredytów
otóż ile jeszcze mam ci dać
cały weź przychód
za to ze cię nie lubią bo żeś kutas z każdej strony
pozwól posprzątam tak by każdy był zadowolony
a potem przecierpię jeszcze kaca boś się wczoraj naćpał
za wszystko powyższe nie będzie tutaj
że więcej miałbyś gdyby nie ja
mógłbyś
wypłacać klapsy zdzirom na twarz
razem popłaczmy ze zabrał czas
jebane błazny takie jak ja
przebacz ja klaun
faktycznie z nieba wszystko spada mi
tak samo tym
którzy siana wyciągali plik
wkładając nic
praca nie zając siadaj włącz TV i zacznij pic
wszystko się zrobi samo
my jesteśmy źli nie ty
za to ze otaczałem cię opieką
czy to cos złego kiedy ty tańczyłeś ja tyrałem
na pewno dziś nie nazwę tego przemoc
kiedy się śmiałeś ze to nic nie będzie warte
dziś ja się mogę pośmiać
z takich postaw a nie stanu konta
jakiś rok dwa i dla ciebie moja postać niewidoczna
głuchy kontakt nie dlatego ze zerwane linie
jebana Polska
zawsze kundle będą kąsać w szyję